Literatura koreańska to obszar mało u nas znany. Poza wydanym niedawno tomem opowiadań Hwang Sok Yonga Chwasty, nie udało mi się przeczytać nic innego aż do teraz, gdy, zupełnie przypadkiem, trafiłam na zbiorek literackich miniatur autorstwa Oh Jeoghui Miłość zeszłej jesieni i inne opowiadania w przekładzie Marzeny Stefańskiej.
Oh Jeonghui (rocznik 1947) jest jedną z najwybitniejszych pisarek w swoim kraju i – ze względu zarówno na podejmowaną tematykę, jak też sposób mówienia o sprawach należą-cych do sfery tabu – osobą niezwykle kontrowersyjną. Jej życie osobiste – w porównaniu z losami innych pisarek starszego pokolenia, które wytyczały kobiece ścieżki na polu literatury, płacąc za to często straszliwą cenę w rygorystycznym, żyjącym według konfucjańskich zasad społeczeństwie – ułożyło się raczej szczęśliwie, co nie znaczy, że nie było w nim żadnych dramatów. Jako czternastoletnia dziew-czynka straciła siostrę, która zginęła w wypadku autobusowym. W tym też mniej więcej czasie stanęła przed trudnym wyborem drogi życiowej i po-rzuciła sport, postanowiwszy zostać pisarką. Tym samym sprzeciwiła się ojcu, co nie jest niczym dziwnym w społeczeństwach demokratycznych, szanu-jących indywidualność i skłaniających się ku uznaniu równości płci, ale nie w Korei początku lat sześćdziesiątych, gdzie obowiązywała konfucjańsko-patriarchalna mentalność. Śmierć, poczucie odrzucenia i trudności materialne stały się zatem jej osobistym doświadczeniem, gdyż obrażony ojciec odmówił córce finansowania dalszej nauki, którą ona mimo to kontynuowała.
Pisać zaczęła bardzo wcześnie. Na początku były to drobne próbki literackie nagradzane w szkolnych konkursach, a w 1968 roku w gazecie Chungang Ilbo wydrukowano jej pierwsze opowiadanie Właścicielka sklepu z zabawkami, zamieszczone m.in. w tomiku Miłość zeszłej jesieni i inne opowiadania.
Czytając Chwasty Hwang Sok Yonga, byłam pod wrażeniem stylu pisarza- naturalistycznego, ostrego, pozbawionego w zasadzie językowej ekwilibry-styki, ale niezwykle sprawnego w wyrażaniu stanu emocjonalnego bohaterów. Oh Jeonghui wypowiada się w podobnej stylistyce, przedstawiając nieco odmienne problemy. Jej bohaterkami są kobiety w różnym wieku - od kilkunastoletnich dziewczynek po dojrzałe osoby - które łączy wspólnota losu wyrażająca się w beznadziejności istnienia, braku perspektyw na przyszłość i niemożności wywierania jakiegokolwiek wpływu na swoje życie. Jako młode dziewczęta podlegają władzy ojca, który, najczęściej zajęty pracą, nie poświęca im w ogóle uwagi. Na matki też nie mogą liczyć, bo one z kolei same mają tak dużo problemów (przeważnie nierozwiązywalnych) związanych z funkcjonowaniem rodziny, że nie są w stanie zaspokoić nawet najbardziej elementarnych potrzeb swoich córek, które, wychodząc za mąż, wpadają najczęściej z deszczu pod rynnę, powielając tragiczny los swoich matek. Przygniatające wrażenie, jakie pozostawia lektura tych utworów, sprowadza się do fatum, które krzyczy: Jesteś naznaczona! Nic nie możesz! Pozbądź się marzeń, wszak twoim przeznaczeniem jest rodzenie dzieci i bycie posłuszną mężowi!
Brzmi jak groźba? Owszem, ale taka jest rzeczywistość kobiet sportreto-wanych przez dociekliwą i spostrzegawcza pisarkę. Ktoś może powiedzieć, że jest to obraz życia bohaterek ze środowisk biednych, często patologicznych. Tak, to prawda, ale odnoszę nieodparte wrażenie, że autorce nie chodziło o literacki ekwiwalent fotografii, lecz o wskazanie istotnych bolączek trapią-cych całe społeczeństwo: alkoholizm, ubóstwo przechodzące w nędzę, brak dobrych lub chociażby poprawnych stosunków między rodzicami i dziećmi, a w miejsce tego cynizm i okrucieństwo dorosłych wobec maluchów zarówno w rodzinie, jak i w całym społeczeństwie. To obraz świata ludzi samotnych i porzuconych, jeśli nie dosłownie, to z pewnością emocjonalnie, i okale-czonych psychicznie. Najgorszy w tym wszystkim jest fakt, że człowiek nie ma się do kogo zwrócić o pomoc, bo wszyscy wokół mają podobne problemy. Jedyną obroną pozostaje więc szorstkość i nieokazywanie uczuć, co, jeśli przejdzie, a tak będzie, w stan chroniczny - doprowadzi z biegiem czasu do niedorozwoju emocjonalnego i społecznego osoby. Uczucie bezsiły i bez-nadziei wymownie wyraziła wchodząca w okres dojrzewania dziewczynka w opowiadaniu Dzielnica chińska słowami Matka właśnie rodziła w pokoju rodziców, ale zamiast na nią popatrzeć, poszłam na górę. Wślizgnęłam się do szafy, tak jakbym bawiła się w chowanego. Mimo południa nie było już słońca. Kiedy przysłuchiwałam się wrzaskom rodzącej matki, która z bólu krzyczała, że pragnie umrzeć, zdałam sobie sprawę, że biją dzwony w kościele. I zasnęłam, tak jakbym to ja umierała.
Motyw śmierci bywa obecny we wszystkich tych króciutkich opowiadaniach, w których przeważnie głos mają bohaterki. Narrator trzecioosobowy pojawia się tylko w utworze tytułowym, ale nawet tutaj usuwa się w cień, posługując się mową pozornie zależną, oddającą subtelne stany psychiczne młodej wdowy, u której rodzi się uczucie do nowo poznanego mężczyzny. W tym utworze zmarł mąż, w innych odchodzą żony, matki, bracia i małe dzieci. Wszystko wokół jest naznaczone śmiercią: twarze ludzi, miejsca i krajobrazy noszą na sobie śmiertelne piętno. Z Chińskiej dzielnicy - dzieła bardziej rozbudowanego niż pozostałe - pochodzą słowa Pył węgla, przenoszony zimą przez północny wiatr, pokrywał teren niczym cień, a blade słońce wiszące na brunatnym niebie swym wyglądem przypominało bardziej księżyc.(...) Z wyjątkiem kilku prowizorycznych sklepów, obie strony ulicy były praktycznie pustkowiem. Tu i tam wyrastały szkielety zbombardowanych budynków, niczym zbutwiałe zęby. Z kolei bohaterka debiutanckiego opowiadania w taki sposób relacjonuje śmierć jedynej bliskiej sobie osoby -braciszka poruszającego się na wózku inwalidzkim: Koło wózka inwalidzkiego przechyliło się i runął z łomotem w dół. Usłyszałam wrzask ze wszystkich stron. Na podłodze pojawiła się plama krwi wypływającej z główki, a jego twarz martwo zastygła. (…) Nie mogłam oddychać. Zanim ludzie przybiegli, objęłam mojego braciszka i zaczęłam oglądać rysunki. A tak opowiada o śmierci dzieci znienawidzonej macochy: Wydawało mi się, że bez przerwy rodziła dzieci. Płacz tych noworodków nie ustawał, a powietrze w domu pełne było ich szlochu. Po całym domu roznosił się okropny głos gospodyni. Jej dzieci, po skończeniu roku, czasami dwóch lat, chorowały i umierały. Koniec relacji. relacje są suche i sprawozdawcze, w żadnej dziewczyna nie pozwala sobie na wylewne wyrażanie uczuć rozpaczy i nienawiści, bo w surowym i groźnym świecie nie wolno ludziom zaznawać takiego luksusu, ale jak wiele obydwa fragmenty, jak również te zacytowane wcześniej, mówią o otaczającej rzeczywistości, nieprzyjaznej wszystkim, zwłaszcza kobietom i dzieciom, zmierzającej ku metaforycznej śmierci. Tego rodzaju obrazy przerażają tym bardziej, że poczucie beznadziejności życia przechodzi z dorosłych na dzieci, które, myśląc o swojej przyszłości, poprawy losu upatrują tam, gdzie, jest tylko dno. Trzynastoletnia dziewczynka mówi na przykład; Kiedy dorosnę, zostanę żołnierską dziwką, bo widzi u takich kobiet ubrania i buty takie, o jakich sama marzy.
Oh Jeonghui podejmuje jeszcze inne kontrowersyjne i niewygodne tematy, o których ludzie wolą nie myśleć, na przykład samotność młodych wdów i tak zwanych starych panien, konieczność uprawiania prostytucji z braku innych możliwości zdobycia pieniędzy, miłość homoseksualna czy alkoholizm męża i ojca. Podobno w Korei nie ma zwyczaju poruszania tych spraw w publicznych dyskusjach. Zapewne z tego także względu Oh Jeonghui to pisarka wzbudzająca skrajne reakcje, szczególnie wśród czytających jej książki mężczyzn. Stanowi to również powód, dla którego jej utwory należy uznać za ważny głos w dyskusji nad kondycją koreańskiego społeczeństwa. Żałuję tylko, że z tych samych przyczyn, które decydują o wysokiej wartości literackiej tych dzieł (wyrazistość, ekspresja i jednocześnie skondensowany minimalizm, umiejętność portretowania ludzi i ich stanów emocjonalnych w niewielu słowach) brakuje w nich szerokiego obrazu świata, w którym żyją bohaterowie. Nie dowiedziałam się z nich niczego o kulturze, tradycji czy obyczajowości Koreańczyków. Ale cóż, jak już powiedziałam, owe braki wynikają z wyboru minimalistycznej formy, w jakiej wypowiada się autorka.
Zuzanna Mróz
moderator DKK w Bolesławcu