fot. Danuta Jędruszek |
Tworzyła niebywały związek z Kornelem Filipowiczem, bez wątpienia był najważniejszym mężczyzną w jej życiu, ale mieszkali osobno. Oboje potrzebowali dystansu, samotności, by pisać. Wzruszające są listy, które do siebie pisywali i które ukazały się w książce „Najlepiej w życiu ma Twój kot” (kilka z nich odczytałyśmy podczas spotkania).
Wisława Szymborska nie traktowała jednak swej samotności w sposób dramatyczny , jak ceny bycia poetką. Między samotnością a poezją istniała dla Niej naturalna łączność. Sama zdecydowała się na takie życie. Wyrzekła się bliskości, bo chciała pisać. Jej poezja brała się ze zdziwienia, ciekawości, namysłu, a do pisania potrzebowała samotności.
Ciekawiła ją codzienność, dlatego tak ceniła Vermeera i zwykłe czynności, które wykonują bohaterowie jego obrazów, jak nalewanie mleka, wyszywanie czy czytanie listów.
Ceniła kino Woody Allena, a on sam twierdził, że wiele jej wierszy miało na niego wpływ.
Jak tworzyła?
Wiersze, które pisała, musiały przetrwać próbę nocy, napisane wieczorem czytała rano i poddawała surowej krytyce. Jej sekretarz dostawał maszynopis pisany przez kalkę. Kopię zostawiała sobie, sekretarzowi dawała oryginał, zazwyczaj z ręcznymi poprawkami, on przepisywał wiersze na komputerze, a następnego dnia przynosił jej wydruk z sugestiami przecinków (za którymi nie przepadała). Pisanie było dla Niej czynnością intymną, zawsze pisała w samotności, z dala od wzroku ciekawskich.
Jej nieodłącznym atrybutem był papieros, często na zdjęciach widać ją z papierosem, brak możliwości zapalenia bardzo ją irytowała i sprawiała, że np. nie zgadzała się na długą podróż samolotem.
Uwielbiała skrzydełka z KFC najchętniej mego kubełki, firma zaproponowała jej nawet możliwość ich bezpłatnej konsumpcji w dowolnej restauracji KFC, bardzo ją to rozbawiło, ale z oferty nie skorzystała.
Kiedy zachorowała, to początkowo nie zgadzała się na operację „Nie jestem za życiem za wszelką cenę”, mówiła. Jednak w końcu poddaje się operacji, która się udaje, chwilowo jest w lepszej formie. Słucha audiobooków, swego ulubionego „Klubu Pickwicka” i „Czarodziejskiej góry”, ale jest za słaba, by obejrzeć swe ulubione filmy „Cud w Mediolanie” i „Dwunastu gniewnych ludzi”.
W ostatnich dniach stycznia 2012 r. jest nieprzytomna. Nie reaguje na głosy, oddech ma coraz słabszy, w końcu ustaje. Pielęgniarka wyłącza aparat tlenowy. Robi się cicho, jest późny wieczór, nadejdzie następny dzień 2 lutego 2012 r. Opisała go 7 lat wcześniej w wierszu „Nazajutrz – bez nas”
„Kolejny dzień
zapowiada się słonecznie,
choć tym, co ciągle żyją
przyda się jeszcze parasol”
Z książki sekretarza Wisławy Szymborskiej wyłonił się taki właśnie portret poetki. Jego migawki były bardzo osobiste, pełne ciepła, niepozbawione humorystycznych momentów, ze szczyptą nostalgii.
W przygotowaniu naszego spotkania pomogły nam książki: M. Rusinka ”Nic zwyczajnego”, A Bikont i J. Szczęsnej „Pamiątkowe rupiecie” oraz listy Wisławy |Szymborskiej i Kornela Filipowicza. Nasze spotkanie, jak zwykle, było uzupełnione prezentacją i fragmentami wierszy poetki.
To był wyjątkowy wieczór, na nowo odkryłyśmy niekonwencjonalną osobowość poetki, a każdej z nas przyświecała myśl, że pani Wisławy po prostu nie da się nie kochać, a jej poezja to balsam dla duszy…
fot. Danuta Jędruszek |
DKK w Trzebnicy