Przejdź do głównej zawartości

Futro, suknia w kwiaty i wielka literatura – o Zofii Nałkowskiej


fot. J. Karaszewska
Na spotkaniu Towarzystwa Oświatowego Ziemi Dzierżoniowskiej i Dyskusyjnego Klubu Książki, które odbyło się w dzier-żoniowskiej bibliotece 24 kwietnia, wykład o Zofii Nałkowskiej wygłosiła Jolanta Ma-niecka. Treść wykładu poniżej:
Czasami warto sobie przypomnieć twórców trochę zapomnianych, może odczytywa-nych dość jednoznacznie i zbyt prosto, bo niewspółczesnych. A przecież, gdyby tak zwyczajnie po ludzku o nich pomyśleć, to okazałoby się, że byli tacy jak my, pragnęli tego samego. Na spotkaniu  mówiłam o Zofii Nałkowskiej. Starałam się zainteresować słuchaczy jej osobą, żeby tym samym zainteresować jej twórczością.
Była córką Wacława Nałkowskiego, jednego z najbardziej znanych radykałów początku XX w. Dorastała w domu postępowym, pełnym uczonych, pisarzy, działaczy społecznych. Uczyła się krytycyzmu społecznego, zaznajamiała się z najnowszymi postulatami emancypacyjnymi. Dojrzewając, świadomie two-rzyła własny wizerunek nowej kobiety – mądrej i pięknej, niezależnej od mężczyzn, silnej, chłodnej, narcystycznej. Nietzscheańskiej. Nie działała w ruchu kobiecym, ale jej wystąpienie na Kongresie Kobiet Polskich w 1907 r. przeszło do legendy, bo gromkim głosem, przekrzykując prezydialny dzwonek i aprobatywno-oburzony szum sali, mówiła o podwójnej moralności zależnej od płci, domagała się dla kobiet „całego życia”, czyli zniesienia barier obyczajowych, które czynią z nich kaleki, afirmowała swobodę seksualną.        

                                            
fot. J. Karaszewska


Później była mniej wojownicza, Być może z powodu mężczyzn, z którymi się wiązała. Marzyła o silnym mężczyźnie, domu i dziecku. Wiązała się z despotami, którzy ją tyranizowali i robili jej awantury, oraz romansowała lub tylko czule się przyjaźniła z mężczyznami, których większość to jej młodsi koledzy po piórze, odkrywani przez nią, wyrozumiale wspierani, protegowani. Jej pierwszy mąż był erotomanem, który ją notorycznie zdradzał. W dodatku chwalił się przed nią swymi podbojami. Jej drugi mąż, Jan Jur-Gorzechowski, piłsudczyk, wojskowy, wielu rzeczy sławnej żonie zabraniał. Był wściekle zazdrosny o wszystko, co nie było z nim związane, najbardziej oczywiście o literaturę i kontakty ze środowiskiem. O jej twórczości wypowiadał się z pogardą, co nie przeszkadzało mu później żyć za zarobione przez nią tym sposobem pieniądze. Kiedy po wielu latach szarpaniny wreszcie się z nim rozwiodła, znalazła sobie kolejnego tyrana w osobie Bogusława Kuczyńskiego, prozaika-eksperymentatora, z którym też stanowczo za długo nie potrafiła się rozstać.
Była taką „damą literacką”, zawsze dbała o swój wizerunek publiczny, zarówno w okresie międzywojennym, jak i w czasie stalinizmu. Działała w związku literatów, Pen Clubie, Polskiej Akademii Literatury, po wojnie była też posłanką i pełniła wiele innych publicznych funkcji.
Piękna, inteligentna, obyta, znająca języki, często była delegowana do kontaktów z zagranicznymi gośćmi. Nieodłącznym elementem tego wizerunku był mężczyzna u boku, znak, że nie jest z nią tak źle, że wciąż może być adorowana i kochana. Po prostu zwyczajnie chciała być szczęśliwa. I czasami bywała. Zdarzały się w jej życiu błyski szczęścia.

Urszula Jaros
moderator DKK w Dzierżoniowie