Przejdź do głównej zawartości

Brytyjski mistrz horroru w wołowskim zakładzie karnym

 fot. Joanna Krasowska
Graham Masterton, brytyjski autor uznawany za jednego z mistrzów horroru, spotkał się z osadzonymi w Zakładzie Karnym w Wołowie. Wizyta w więzieniu odbyła się w ramach cyklu spotkań promujących nową powieść pisarza.

Październikowy poranek, niebo zasłane szaroburymi chmurami, siąpi delikatny deszczyk. Jest zimno. Jesień w pełni. Przed Zakładem Karnym w Wołowie stoi grupka kilkunastu osób, w większości kobiet w średnim wieku, ale wśród nich znaleźć można także trzymającą się nieco z boku dwójkę wyglądającą na uczniów szkoły średniej. Kilka kobiet ściska w niewątpliwie zmarzniętych dłoniach książki, niektóre z wyraźnymi śladami użytkowania. Jest środa, nietypowy dzień na odwiedziny osadzonych w wołowskiej placówce więźniów, ale nie zważając na niekorzystną pogodę, zebrana przed zakładem karnym grupa czeka na wyjątkową osobę.

Nieco przed godziną dziewiątą na parking przed więzieniem zajeżdża czarny samochód, z którego wysiada trzech mężczyzn i czekająca pod murami grupa ożywia się. Joanna Krasowska, dyrektor Miejskiej i Gminnej Biblioteki w Wołowie wita się z mężczyznami. Jeden z nich, postawny, o okazałych kształtach, z dłuższymi włosami, w okularach, lekko przyprószoną siwizną kozią bródką i kolczykiem w uchu nachyla się do szczupłego towarzysza w czarnej kurtce i tłumaczy słowa dyrektor. Mężczyzna w czarnej kurtce to Graham Masterton, ceniony i popularny w Polsce autor powieści grozy i przez wielu uznawany za jednego z mistrzów horroru. To na niego w ten chłodny poranek czeka zgromadzona przed zakładem karnym grupa. Wołowskie więzienie to ostatni przystanek w ramach cyklu spotkań w Polsce promujących nową powieść pisarza, “Siostry Krwi”.

Jak się okazuje, trzeba jeszcze poczekać na wóz transmisyjny regionalnej telewizji TVP Wrocław, który ma już być w drodze. Wykorzystuję okazję do zadania kilku pytań nastolatkom czekającym na spotkanie z brytyjskim pisarzem. Jak się okazuje oboje są uczniami trzeciej klasy liceum profilowanego z Zespołu Szkół Społecznych w Wołowie.

- Lubię czytać horrory - mówi Paulina, która przyniosła nawet ze sobą pierwsze wydanie “Dżinna”, jeszcze z lat dziewięćdziesiątych i liczy na autograf autora. Po powieść Mastertona sięgnęła dopiero przed spotkaniem i zna tylko niewielki wycinek twórczości pisarza, który ma na swoim koncie ponad sto książek. - Podoba mi się. Jest szansa, że sięgnę po następne - ocenia trzymaną w dłoni powieść. Jej kolega z klasy, Dawid, nie kryje, że jego gusta czytelnicze oscylują w nieco innych gatunkach, ale oboje zgadzają się, że spotkanie z twórcą pokroju Mastertona to szczególna okazja. - Poznanie takiego autora, jest fajną rzeczą - przyznaje Dawid. - Myślę, że jeszcze przeczytam jego książki - dodaje.

Paulina i Dawid znaleźli się tutaj za sprawą swojego nauczyciela języka angielskiego. - To jest figura w świecie literatury tego typu i chciałem, żeby moi uczniowie spotkali się taką osobą - wyjaśnia Tomasz Sztrekier, anglista ZSS w Wołowie. - Nie zawsze autor tej klasy trafia się tutaj na miejscu, szczególnie, że miejsce jest dość egzotyczne.

Deszcz nie przestaje siąpić, ale na szczęście na ekipę telewizyjną nie trzeba długo czekać. Dyrektor Krasowska znika w dyżurce i wraca po chwili z jednym z funkcjonariuszy, który wyjaśnia co się za chwilę wydarzy. Szanowny gość z tłumaczem, dyrektor Krasowską, dyrektorem Stowarzyszenia Gmin i Powiatów Aglomeracji Wrocławskiej Marcinem Dymalskim, które zorganizowało spotkania na Dolnym Śląsku i ekipą telewizyjną wejdą jako pierwsi. Po nich przyjdzie kolej na czekających pod murami pracowników wołowskiej biblioteki, członków dyskusyjnego klubu książki “Czytelnick” działającego przy wołowskiej bibliotece i licealistów. W sumie siedemnaście osób.

Jest około wpół do dziesiątej, kiedy wchodzimy do ciasnej dyżurki. Masterton od dawna jest już w środku i pewnie spotka się właśnie z dyrektorem wołowskiego ZK Robertem Kuczerą. Jeden z dyżurujących funkcjonariuszy wykłada reguły pozwalające na wejście na teren więzienia, komu oddać telefony komórkowe, gdzie są szafki na torebki i rzeczy osobiste, które należy przed wejście zostawić. Potem zostaje już tylko bramka z wykrywaczem metali i stajemy w dwuszeregu na niedużym placu otoczonym z każdej strony wysokimi murami. Brama otwiera się i przechodzimy na następny plac. Następna brama i następny plac, z którego wchodzimy do mieszczącej się na terenie zakładu szkoły, gdzie odbędzie się spotkanie.

Spora sala wypełniona rzędami krzeseł jest jeszcze pusta. Na drugim końcu stoi przygotowany dla autora długi stół. Za tło robi baner Aglomeracji Wrowclawskiej. Po prawej od wejścia, na stoliku pod ścianą panie z biblioteki wykładają przeznaczone na sprzedaż powieści Mastertona. Zajmujemy miejsca. Po chwili na salę wchodzą więźniowie. Wyglądają na rozluźnionych i chyba zadowolonych. Panujące nastroje są dobre i gdyby nie jednolite, zielone uniformy oraz umundurowani strażnicy, można byłoby zapomnieć, że spotkanie odbywa się na terenie jednego z trzech najcięższych zakładów karnych w Polsce. Wkrótce potem pojawia się człowiek, na którego wszyscy czekają.

Masterton, w czarnych dżinsach i granatowej koszuli w białe drobne kwitaki nie robi jakiegoś szczególnego wrażenia. W końcu dopełniające wszystkiego złoty łańcuch na ręce i złoty sygnet na palcu trudno nazwać ekstrawaganckimi dodatkami. Gdyby minąć go na ulicy, to nie zgadłoby się, że ten nie wyglądający na swoje siedemdziesiąt lat pan jest światowej klasy popularnym pisarzem i autorem ponad setki książek, w tym kultowych horrorów i kilku poradników seksu.

Ale jak się okaże, ta zwyczajność stanowi jego atut w kontakcie z czytelnikami. Będzie to widać szczególnie w części przeznaczonej na pytania z sali, kiedy początkowe uczucie dystansu i pewnej rezerwy niemal całkowicie znikną. Z każdą kolejną anegdotą, z każdą następną odpowiedzią na pytanie odchodzić będzie świadomość, że za stołem siedzi tytan literatury grozy, a pozostanie wrażenie, że Masterton to przystępny, ludzki i w żaden sposób wyniosły, zarozumiały czy arogancki człowiek. Niemal “swój gość” czy sypiący na lewo i prawo żartami ulubiony wujek, dusza towarzystwa każdego rodzinnego spotkania.

- To bardzo nowe i niezwykłe doświadczenie - nie kryje na początku, że wołowskie spotkanie nie należy do typowych. - To niezwykle interesujące - dodaje i przechodzi do przedstawienia swojej osoby. - Dlaczego piszę horrory? Często zadają mi to pytanie. Ciekawszym pytaniem jest, dlaczego ludzie czytają horrory. Życie jest trudne i przemoc jest udziałem żywych ludzi. Kiedy czytasz horror pojawia się adrenalina, występują emocje, ale w przeciwieństwie do prawdziwego świata, przemoc nie jest prawdziwa. Zamykasz książkę i jesteś w bezpiecznym miejscu. Myślę, że horrory w dziwny sposób pozwalają zrozumieć, co się dzieje we wnętrzu człowieka.

Już od początku widać, że podczas spotkania Masterton czuje się jak ryba w wodzie. Oczywiście, dla niego to nie pierwszyzna, ale i wyraźnie można dostrzec, że kontakty z czytelnikami sprawiają mu przyjemność. To ostatnie z cyklu spotkań i ma za sobą setki kilometrów, ale nie widać po nim jakiegoś zmęczenia, czy znudzenia, choć pewnie anegdotę o płatności kiełbasą za swoją pierwszą wydaną w Polsce powieść opowiada już setny raz.

Każda upływająca minuta utwierdza mnie w przekonaniu, że Masterton to wymarzony twórca na spotkanie ze swoimi odbiorcami. Jest wdzięcznym rozmówcą, często żartuje, a jego dowcipy wywołują powszechny śmiech na sali. Historię swojego życia okrasza soczystymi anegdotami. Jak choćby ta o kondomie w książce, którą przysłał mu jeden z fanów, czy ta o pracy w “Mayfair”, brytyjskim magazynie erotycznym, którego był dziennikarzem, a potem redaktorem. - Wchodzę do studia, a tam leży naga dziewczyna. Pomyślałem, że to musi być najlepsza praca na świecie - wspomina początki kariery.

Spotkanie z nim nie można nazwać nudnym. Historie z życia przeplata poglądami na twórczość. - Wielu młodych autorów przychodzi do mnie i mówi, że chce pisać o wilkołakach, wampirach, zombie itp., ale zawsze im mówię, że to często poruszany temat. A przecież każda kultura ma swoje podanie i legendy.

Dzieli się swoimi opiniami o rynku wydawniczym. - Za sprawą wydawnictw cyfrowych rynek uległ zmianie. Dla mnie na lepsze. Nagle w miejsce 2000 sztuk sprzedaję ćwierć miliona. Przez to moje życie uległo zmianie.

Pozwala zajrzeć za kulisy swego warsztatu. - Jestem bardzo krytyczny wobec swojego pisarstwa. Piszę codziennie. Traktuję to jako swoją pracę.

Czy zdradza coś osobistego. - Macie dużo szczęścia, że możecie czytać fikcję. Ja już nie mogę. Czytam i wiem, kiedy autor się zmęczył. Kiedy zrobił się głodny. Czuję się, jak szef kuchni, który w wolnej chwili gotuje.

Ale prawdziwą klasę pokazuje, gdy przychodzi do bezpośrednich interakcji z publiką. Każde pytanie traktuje z powagą i udziela obszernych, a przede wszystkim szczerych odpowiedzi. Jak choćby wtedy, gdy jeden z więźniów zapytał go, czy wierzy siły nadnaturalne. - Nie wierzę w istnienie demonów. Zostały wymyślone przez człowieka, żeby wyjaśnić rzeczy, których nie potrafił zrozumieć. Śmierć w kołysce - zaklęcie czarownicy. Nieurodzaj - klątwa demona. Mam jednak podejrzenia, ze duchy mogą istnieć. Wczoraj byliśmy w Sobótce. Wystarczyło przyłożyć dłoń do kamiennej rzeźby, żeby poczuć historię tego miejsca.

Stosunek Mastertona do publiki sprawia, że pytaniom nie ma końca i kiedy grubo po godzinnie spotkania pada sygnał, że czas kończyć, można dostrzec, ze pozostaje niedosyt. Nic dziwnego, że ustawia się do niego długa kolejka po autograf, a wszystkie książki ze stolika przy wejściu błyskawicznie się wyprzedają. Na autograf czy choćby ostatnie pytanie czekają zarówno więźniowie, jak strażnicy, wychowawcy i pracownicy biblioteki. Masterton uwiódł wszystkich bez wyjątku.

Ale nie tylko publika opuszcza salę z satysfakcją. Po wszystkim Masterton przyzna, że było to chyba najlepsze spotkanie na trasie. Nie spodziewał się ze strony osadzonych takiej otwartości, bezpośredniości i łatwości w zadawaniu pytań. Do tego samo miejsce wywarło na nim ogromne wrażenie. Na tyle duże, że jeszcze w trakcie spotkania rozbudza nadzieję, że wołowski zakład karny może trafić do którejś z jego książek. - Inspirują mnie wszystkie miejsca, które odwiedzam. I to miejsce dzisiaj, też pewnie za taką inspirację posłuży - zdradził.


Jeśli tak się stanie, pisarz nie pozostawił wątpliwości, że do niego powróci. 


- I’ll be back - zapewnił. 


fot. Joanna Krasowska

fot. Joanna Krasowska

"Dorn"
DKK w Wołowie