Przejdź do głównej zawartości

Papierowe miasta

Czy książkę lepiej ocenić zaraz po prze-czytaniu czy może lepiej poczekać dzień lub dwa… no góra dziesięć. Niejedno-krotnie miałam okazję, aby zapoznać się z recenzjami książek Johna Greena. Odnio-słam wrażenie, że „święta trójca” ma z góry narzucone miejsca w rankingu. Może są to błędne przypuszczenia, ale uważam, że coś w tym jest. 
Będąc na finiszu ostatniej ze sławnego trio, mogę stwierdzić, że spowodowane jest to tym, iż Papierowe miasta zostały napisane w sposób, który wymaga od czy-telnika najmniej intelektualnego wysiłku. Na własnym przykładzie podam, że to właśnie ta pozycja powodowała poja-wienie się uśmiechu na mojej twarzy nie raz i nie dwa. Dodam również, że nie wymagała wzmożonego myślenia oraz nie powodowała morza łez (co może być odbierane pozytywnie jak i negatywnie).
Książka ta ma jak dla mnie same superlatywy. Chociaż może ciężko jest dostrzec jakiekolwiek niedociągnięcia w historii kiedy nie chce się ich widzieć.
Oczywiście na pierwszym miejscu trzeba podać wszystkich bohaterów. Oklaski za unikatowe imiona oraz ich kreacje. Podziwiam, że autor postanowił umieścić chociaż kilka zdań o każdym z nich. Jak więc można się domyślić pojawia się tu kilka wątków pobocznych, które zgrabnie zostały połączone w spójną całość.
Zdecydowanie mocną stroną są dialogi, w trakcie których bohaterowie wcho-dzą ze sobą w coraz to zabawniejsze interakcje doprowadzając się wza-jemnie ze skrajności w skrajność. Dopełnieniem tego są myśli, które główny bohater kieruje zarówno do samego siebie jak i do czytelników:
Ja: Ale szczury. Ja: No tak, ale wygląda na to, że trzymają się sufitu. 
Ja: Ale jaszczurki. Ja: Daj spokój. Gdy byłeś mały, ciągałeś je za ogony. Nie boisz się jaszczurek. Ja: Ale szczury. Ja: Szczury tak naprawdę nie mogę cię zranić. One bardziej się boją ciebie niż ty ich. Ja: No dobrze, ale co ze szczurami? Ja: Zamknij się.
Akcja toczy się praktycznie nieprzerwanie od początku do końca z każdą stroną przynosząc nowe pytania oraz odpowiedzi. Autor unikał luk, w których czytelnik mógłby się nudzić jednak chwilami konieczne było przyhamowanie, tak aby stopniowo dojść do finału i nie zdradzić się z zakończeniem przed czasem.
Dla niektórych problemem może być to, że prawdopodobieństwo zajścia niektórych zdarzeń jest wręcz niemożliwe. Czasami sama mam z tym problem, ale nie w tym wypadku i nie w tej książce. Przyznaje jednak, że raz lub dwa miałam ochotę popchnąć akcje do przodu lub przeskoczyć kilka akapitów, jednak bałam się, że mogę pominąć jakieś ważne fakty, więc odpuściłam sobie.
Co do zakończenia to owszem byłam zaskoczona, ale raczej w ten pozytywny sposób. Nie czułam rozczarowania, ponieważ nie jest to książka z klasycznym happy endem. Musiało to być coś co zadowoli czytelnika oraz coś co nie wyparuje z jego pamięci po kilku godzinach. No i chyba trafiony zatopiony.
Lekka i przyjemna, niosąca przesłanie między wierszami. Nie uznałabym tej książki za gorszą od dwóch pozostałych, tylko dlatego, że nie stawia czytelnika na krawędzi rozpaczy. Zdecydowanie jest to pozycja, która swoim potencjałem dorównuje pozostałym dwóm.

Weronika Wiącek
klubowiczka DKK w Piławie Górnej