Przejdź do głównej zawartości

Gdybyś kochał, hej! – utwory o miłości

Na kolejnym spotkaniu Towarzystwa Oświa-towego Ziemi Dzierżoniowskiej i Dyskusyj-nego Klubu Książki, które odbyło się 27 lutego i przebiegało w bardzo miłej atmo-sferze, wykład wygłosiła Jolanta Maniecka. Treść wykładu poniżej:
„Gdybyś kochał, hej!” - śpiewała Mira Kuba-sińska, obiecując, że prawdziwa miłość ma moc sprawczą i może wszystko. W historii literatury można znaleźć wiele przykładów, które potwierdzają, że uczucie to mocno wpływało na twórców i motywowało ich do pisania wspaniałych utworów. 
Historia pierwsza – Adam (oczywiście Mickiewicz) poznaje Marylę (Were-szczakówna herbu Kościesza). Dzieliło ich właściwie wszystko. I hrabia Wawrzyniec, z którym panna była zaręczona, i bogaty dwór w Tuhanowicach, i brat Adama, siedzący „bez butów” w Nowogródku, i Adamowe parorublowe długi. I dlatego mogła się między nimi narodzić miłość czysta, romantyczna, bezinteresowna, oderwana od wszelkiej prozy świata. Absolutne, nieskażone niczym porozumienie dwóch bratnich dusz, jak w literaturze. Adam dobrze wiedział, że nadeszła ta wymarzona godzina, decydująca o całej jego dalszej biografii. On w tym romansowym teatrze nierzeczywistości i niemożliwości siebie chciał stwarzać, wypróbowywać i badać. Poezji nic by nie przyszło ani z pedagogicznych, ani z małżeńskich jego doświadczeń. Może więc dobrze, że łączyła ich jedynie miłość platoniczna, niespełniona, nieosiągalna i nieszczęśliwa. Pozwoliła ona poecie dojrzeć i stworzyć postać Gustawa z IV cz. Dziadów – indywidualisty, egocentryka, obłąkanego miłością kochanka-samobójcy. Maryla, panna egzaltowana, która paliła fajkę, jeździła konno, grała w szachy, wywarła tak duży wpływ na poetę, że czytamy o niej w PierwiosnkuKurhanku MaryliTo lubięPielgrzymieNa Alpach w SplugenDo M***.


Historia druga pachnie nasturcją – była to miłość Jana Kasprowicza i Marusi z rodu Buninów. Było to uczucie niezwykłe. On Polak, sławny poeta. Ona Rosjanka, córka arystokratki i generała rosyjskiego. Dzieliło ich niemal wszystko, środowisko, pochodzenie społeczne, narodowość. Kasprowicz miał lat 50, Marusia zaledwie 20, była niewiele starsza od jego córek. A jednak byli dla siebie stworzeni. Ona była jego trzecią żoną, on, pamiętając swoje wcześniejsze rozczarowania, ostrożnie podchodził do małżeństwa. Ale byli ze sobą bardzo szczęśliwi, najzwyczajniejszym, prostym szczęściem. Marusia zapisała w pamiętniku: Życie z nim jest odpoczynkiem. Spędzili ze sobą 15 lat, z czego 3 na Harendzie, w ukochanym domu u podnóża Tatr.
Marusia wniosła do życia poety uspokojenie i równowagę. Wielką przepaść wiekową między nimi zasypała poezja. Marusia sądziła, że różnica wieku między nimi nie ma znaczenia, bo poezja się nie starzeje, a Jan nie ma wieku, bo taki jest przywilej poetów. Kasprowicz poświęcił jej aż dziewięć rozdziałów w Księdze ubogich. Kiedy umierał, na werandzie zakwitły nasturcje, napisał o nich swój ostatni wiersz. A Marusia je zasuszyła i wiszą teraz w Harendzie oprawione w ramkę.
Historia trzecia jest malinowa. To historia Bolesława Leśmiana i Dory Lebenthal. On był kruchy, nieładny, niezaradny, chorowity, pełen komple-ksów, ale inteligentny, dowcipny, oczytany i pisał, widział, czuł – jak nikt inny. Bliscy mówili, że na ogół nie był szczęśliwy, ale starał się tego nie okazywać, Żył w świecie przez siebie wymyślonym. Gdy się spotkali, od razu się pokochali. On był żonaty, ona była rozwódką. Ukrywali swój romans przed innymi, chociaż on go opisał i tak powstał najpiękniejszy cykl ero-tyków W malinowym chruśniaku. Nigdy nie porzucił żony, a Dora mimo to była mu wierna przez 20 lat. Była „tą drugą”, wiedziała, że wszystko musi mu podporządkować. Znajdował u niej uspokojenie, czułość i opiekę, niezmien-nie okazywała mu troskliwość i ratowała z licznych opresji.
Historia ostatnia to miłość nieoczywista Wisławy Szymborskiej i Kornela Filipowicza. Wszystko ich dzieliło: wojenne doświadczenia, stosunek do powojennych zmian w Polsce. A jednak się spotkali, pokochali i, mimo że nie mieszkali razem, wzajemnie się wspierali, uzupełniali, inspirowali. Ze sobą byli szczęśliwi. Poetka podziwiała Filipowicza za sposób podejścia do świata, za szacunek dla każdego życia. Zgadzała się na jego inność, na to, że był abnegatem i nie chciał np. kupić sobie nowych butów. Był majsterkowiczem, zgadzała się więc na to, że gromadził wszystko, co mu się kiedyś mogło przydać. Kochała go, bo pracował dla innych, bo w środowisku zbuntowanych był niekwestionowanym autorytetem. Wiele jej utworów jest zapisem ich rozmów, przemyśleń. Po jego śmierci napisała piękny tekst Kot w pustym mieszkaniu. Tak się z nim pożegnała.

Urszula Jaros
moderator DKK w Dzierżoniowie