Przejdź do głównej zawartości

Czarująca i zmysłowa. Piękna i pożądana. Ikona.


Marilyn Monroe FRAGMENTY wiersze, zapiski intymne, listy. Wydawnictwo Literackie, 2011


Czarująca i zmysłowa. Piękna i pożądana. Ikona. Najsłynniejsza w świecie blondynka, która samym swym uśmiechem rozpalała tłumy. Marilyn Monroe, holywoodzka wizytówka i medialny gadżet wszechczasów. Cudowny obraz, jakże niepełny i skłócony ze smutkiem jej nagłej śmierci, ciągłej walki ze sobą i samotności.
Sięgnęłam po Fragmenty z ciekawości, zupełnie nie spodziewając się tego, jak bardzo ta książka zbliży mnie do prawdziwej osoby, jaką była Marilyn. Czytając intymne zwierzenia i przemyślenia, które od czasu do czasu zapisywała w kalendarzach, zeszytach, czy nawet na zwykłych kopertach, poznałam osobę zupełnie różną od tych, które zwykle grała. Zakodowany w nas obraz trzpiotowatej piękności o niezbyt wybujałym intelekcie, staje tu w zupełnej sprzeczności z jej intensywną  potrzebą ciągłego rozwoju, ze świadomością własnych ograniczeń i obsesyjnym wręcz strachem przed utratą tego, co było sensem jej życia - aktorstwa. Czy wiecie, że Marilyn Monroe uwielbiała czytać? Wprost pochłaniała książki i to zarówno klasyków, jak i pisarzy jej współczesnych. Kochała także poezję, co więcej - sama ją pisała. Choć nie miała klasycznego wykształcenia, Marilyn wciąż nad sobą pracowała. Pogłębiała wiedzę chodząc na prywatne lekcje, studiując i zdobywając dyplom. Jednocześnie, głęboko świadoma swej seksualnej witalności, w pełni z niej korzystała, wikłając się przy tym w związki i romanse, przy-noszące zwykle rozczarowanie. Była wesoła i smutna, słodka i gorzka, niedościgniona i prozaiczna. Uwielbiana przez wszystkich, tak naprawdę wciąż czuła się opuszczonym dzieckiem, o którego uczucia nikt nie dba. Zagubiona, szukała pomocy w psychoanalizie: ludzie chcą dotrzeć na księżyc, ale bijące serce bliźniego zdaje się ich nie interesować - pisała w liście do swojego psychoanalityka, dr Greensona. Zdaje się jednak, co wynika z jej uwag, że sama psychoanaliza także nieźle jej zaszkodziła. 
Marilyn miała plany. Chciała dalej grać, rozwijać się jako aktorka i  - co było nowatorskie jak na tamte czasy - jako producentka. Nie sprawiała wrażenia osoby, która targnie się na własne życie. Jednak, jak mawiała, każda historia ma dwie strony. Może więc zakończenie swojej naprawdę napisała sama?
Marilyn Monroe, niedokończony poemat XX wieku.

Justyna Ludwińska
klubowiczka z DKK w Sobótce