Przejdź do głównej zawartości

Patchwork ze słów

Kolejna książka Doroty Masłowskiej znów budzi emocje. U mnie jak najbardziej pozytywne. Nie jestem fanką „Wojny polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną” ani „Pawia królowej”, ale od „Między nami dobrze jest” czytam Masłowską z dużym uznaniem dla jej pisarskiego warsztatu.Dla pisarki  „Kochanie, zabiłam nasze koty” jest eksperymentem językowym w tym sensie, że podejmuje próbę „ładnego” pisania, jak dla mnie bardzo udaną. Czytelnicy Masłowskiej z pewnością widzą różnicę w stylu jakim napisana jest książka.  Jak zwykle jest to specyficzny język, bardzo wyrazisty, barwny, ale na pewno nie spotka się z zarzutem wulgarności. 
Świat przedstawiony w powieści nie jest linearny. Nie ma tu  jednej historii, która jest opowiedziana od początku do końca. Książka przypomina patchwork, całość zlepioną z wielu fragmentów. Na początku, ta fragmentaryczność może przeszkadzać, ale bardzo szybko staje się jej atutem. 
W „Kochanie, zabiłam nasze koty” autorka opisuje świat współczesnych młodych ludzi. Scenografia jest amerykańska, ale to tylko tło, spod którego  wyziera  polska rzeczywistość. Punktem wyjścia historii jest relacja koleżeńska między dwiema singielkami. Farah i Joanne wiodą zwyczajne, beztroskie życie , spędzając czas po pracy na  wspólnych zakupach w galeriach handlowych i zajęciach jogi, aż do momentu, w którym jedna z nich poznaje partnera, co wystawia przyjaźń na próbę. 
Masłowska wyśmiewa współcześnie lansowany tryb życia, który nie niesie ze sobą żadnych wartości. Jest bezlitosna w opisie swoich bohaterów, którzy miotają się w swoich życiach, doświadczając wszystkiego bardzo naskórkowo, powierzchownie. Galeria postaci jest karykaturalna i godna pożałowania. 
Pozwolę sobie zacytować autorkę: ”Och cholera! Miała tylko chwilę, by wszystko zmienić. Podrównać obrzępolone włosy, ogolić nogi, wymyślić sobie jakieś kwestie, żarty, zabawne komentarze, którymi mogłaby potem spontanicznie sypać. Zamaskować różne dowody na bycie nią, tą okropną nią, wepchnąć najbardziej kompromitujące ślady swojego życia do schowka na płaszcze – wszystko, co mogłoby sugerować, że ma te różne żenujące przypadłości: przemianę materii, pięty, paznokcie, zęby…” 
Masłowską czyta się dla jej języka. Język jest dla niej jak plastelina, z której lepi nowe kształty, nowe słowa, opisujące rzeczywistość. Celność obserwacji współczesnego świata jest porażająca. Czy czasami w tym lustrze nie widzimy niestety sami siebie?

Jolanta Giza-Gawron  
DKK Łgarz Chojnów